moje życie jest bez sensu

Moje prywatne rozmyślanie nad bezsensownością koncepcji boga. to nie koncepcja "Boga" jest bez sensu, (miasto wojewódzkie) mocno zaangażowaną w życie See more of Bez Justina moje życie nie miało by sensu on Facebook. Log In. or. Create new account. See more of Bez Justina moje życie nie miało by sensu on Facebook. Tłumaczenie słowa 'bez sensu' i wiele innych tłumaczeń na angielski - darmowy słownik polsko-angielski. Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi. Sens nie ma sensu, bo wszystko jest bez sensu Przez Szary człowiek , Styczeń 18, 2007 w Dyskusja ogólna Ehh wydaje ci się. Na pewno masz myśli samobójcze, ale ja sądze że to taki wiek dojrzewania.. nie rób sobie krzywdy i innym.. pokochaj życie i żyj optymizmem :). Pozdrawiam :*. 5. 0. hiijustmetyou. odpowiedział (a) 20.12.2012 o 19:02: nie rób tak że co chesz to masz - to będzie nudne, staraj się na to zapracować jakoś. Spiele Zum Kennenlernen In Der Gruppe. #1 Musze to wyrzucic z siebie wiec pisze na forum. Uwazam ze moje zycie jest bez sensu poniewaz dostrzegam w nim tylko same wady i zadnych pozytywow. Mieszkam na kompletnym za:cenzura:u gdzie nie ma dokąd wyjść ani do kogo i przez to cale dnie siedze w domu przewaznie siedzac na komputerze badz ogladajac telewizje. Nie mam zadbych kolegow, znajomych(o czym pisalem juz w innym temacie), nie umiem nawiazywac kontaktu z ludzmi. W szkole jestem traktowany jak powietrze, ignorowany. Jestem brzydki, malomowny, niesmialy, przez to zadna dziewczyna nie zwraca na mnie ma zadnego celu w zyciu. Czesto chodze zamyslony, niewiem co mam ze soba zrobic. Przeraza mnie to ze jesli tak dalej bedzie to boje sobie wyobrazic jak moje zycie bedzie wygladalo w przyszlosci. Prosze tylko nie piszcie zebym znalazl sobie jakic cel w zyciu bo juz probowalem i nie wychodzilo a jesli juz jakis znalazlem to byl trudny do zrealizowania. Co mam robic?Prosze o pomocne rady. #2 Musisz przestać myśleć o sobie jak o tym najgorszym, odrzucaj od siebie myśli o swoich wadach - zacznij doceniać zalety (każdy je ma nawet gdy na pierwszy rzut oka ich w sobie nie zauważamy). Spróbuj otworzyć się na ludzi, jak najwięcej rozmawiać, przebywać w miejscach gdzie można kogoś poznać. Nie ma sensu zamykać się w czterech ścianach i narzekać na swój los bo to nic nie da a może tylko pogorszyć sytuację. Mówisz, że boisz się, że Twoje życie będzie tak wyglądało w przyszłości? To jakie będzie zależy tylko od Ciebie i od tego jak nim pokierujesz. Weź się w garść i zacznij myśleć pozytywnie. Życie wbrew pozorom jest piękne, trzeba tylko nauczyć się je doceniać i starać się cieszyć każdym dniem #3 Życie ma sens bo gdyby sensu nie było to by ludzie nie istnieli. Każdy człowiek ma pewną rolę do odegrania mniej lub bardziej ważną. Sęk w tym że człowiek jest często egocentryczny i myśli o sobie i widzi to tak w ponurych barwach że przerzuca się to na uczucia. Stąd też bierze się taka beznadziejność, poczucie że jest się niepotrzebny, odrzucony. Łatwo jest temu zaradzić ale to trzeba chcieć naprawić, pokazać innym że żyje się na tym świecie że nie jest się takim beznadziejnym. Każdy ma jakieś zainteresowania lub pasje i dobrze jest się nimi posłużyć, wykorzystać to co się już potrafi i umie. Trzeba nauczyć się żyć sam ze sobą i spędzać każdy czas bo jeśli nie chcemy wyjść do ludzi to oni nie przyjdą do nas. O uśmiech wiadomo bardzo trudno ale z doświadczenia wiem że nawet samotny potrafi się uśmiechnąć, z czegoś ucieszyć. Brzmi głupio ale takie są realia samotników #4 Musisz przestać myśleć o sobie jak o tym najgorszym, odrzucaj od siebie myśli o swoich wadach - zacznij doceniać zalety (każdy je ma nawet gdy na pierwszy rzut oka ich w sobie nie zauważamy). Spróbuj otworzyć się na ludzi, jak najwięcej rozmawiać, przebywać w miejscach gdzie można kogoś poznać. Nie ma sensu zamykać się w czterech ścianach i narzekać na swój los bo to nic nie da a może tylko pogorszyć sytuację. Mówisz, że boisz się, że Twoje życie będzie tak wyglądało w przyszłości? To jakie będzie zależy tylko od Ciebie i od tego jak nim pokierujesz. Weź się w garść i zacznij myśleć pozytywnie. Życie wbrew pozorom jest piękne, trzeba tylko nauczyć się je doceniać i starać się cieszyć każdym dniem Tyle ze ja nie moge przestac myslec o swoich wadach bo przy kazdej sytuacji wychodza one. Chcialbym przebywac w miejscach gdzie można kogoś poznać ale okolica w ktorej mieszkam uniemozliwia mi to poniewaz do jakiegos miejsca gdzie cos sie dzieje jest daleko a w okolo nikt w moim wieku nie mieszka z kim daloby sie pogadac wyskoczyc. Druga sprawa jest taka ze ja poprostu nie umiem gadac z ludzmi, nie mam zadnych tematow do rozmowy, nie umiem zadawac pytan, moje wypowiedzi ograniczaja sie wylacznie do "aha", "no" i tyle.. jesli juz wogole cos powiem/zapytam sie to ludzie nie traktuja tego powaznie, ignoruja, udaja ze nie slysza albo smieja sie za moimi plecami poniewaz moje wypowiedzi sa glupie, plytkie, bez sensu, monotonne, nudne, nie ciekawe. Dlatego wlasciwie wogule sie nie odzywam obawiajac sie ze znowu palne jakas glupote i wyjde na kretyna. #5 Naprawdę nie zauważasz w sobie żadnych zalet? Spróbuj ich poszukać i przede wszystkim w nie uwierzyć a już będzie Ci łatwiej. Z tego co wiem, mieszkasz na wsi - ja tak samo. Kiedyś miałam podobną sytuację, że z niewieloma ludźmi rozmawiałam bo tak jak Ty bałam się odezwać by nie zostać wyśmianą. Jednak powiedziałam 'dość!'. Wzięlam się w garść, zrozumiałam że jestem wartościową osobą i tak naprawdę mam dużo do powiedzenia, poznałam kilka osób dzięki którym zmieniłam się na lepsze. I od nich się zaczęło, grono znajomych powiększało się z dnia na dzień - właśnie dzięki takim wypadom w miejsca gdzie jest mnóstwo ludzi. Strach przed odezwaniem się minął i dziś jestem całkowicie inną osobą. I z całego serca życzę Ci by z Tobą było tak samo Nie reaguj na śmiechy tępych kretynów bo Twoje wypowiedzi nie są ani głupie ani płytkie i założę się że inteligencją przewyższasz wiele osób które się z Ciebie wyśmiewają. #6 Przestan sie nad soba rozczulac.. to po pierwsze.. nie wiesz jak dziala podswiadomosc? wszytskie negatywne mysli przyciagaja kolejne.. to dziala jak magnes. jesli myslisz o tym ze cos pojdzie nie tak, to tak bedzie. bo podswiadomie odpychasz od siebie wygrana, sukces. z gory zakladajac, ze wszytsko jest taie zle i nie dobre, w koncu to uwierzysz.. jak widze, Ty ten etap masz juz za soba.. mowisz ze nie masz znajomych.. przepraszam, ze to napisze , ale ja tez nie chcialabym sie kolegowac z kims kto ma milion problemow.. nie zabieraj energii innym. tylko im ją dawaj a dostaniesz podwója dawke spowrotem moglabym Ci odpisac cos w stylu " ojjjeeeej, swiat jest piekny, musisz to dostrzec " ale wiem, ze takie gadanie nic nie daje. kopnij sie w tylek i złóż sobie postanowienie, ze zaczniesz w koncu cos zieniac. to nie zycie jest do dupy. tylko swiat. a swiat mozemy przeksztalcac po swojemu tak zeby dla zaczal byc bardziej przyjazny i znosny #7 Zgadzam się z Abnormity w 100%. Nie można tego ująć lepiej. Powiem Ci tak. Jeszcze niedawno sama się nad sobą użalałam. Wszystko mnie dołowało, nawet najmniejsze niepowodzenie. Kilka dni temu zaczęłam się nad tym zastanawiać... I doszłam do wniosku, że dalsze użalanie się nie zmieni mojego życia. I to jest prawda, że ludzie stronią od osób które wszędzie i we wszystkim dostrzegają tylko negatywy. Ludzie mają dość swoich problemów dlatego ciągną do ludzi pełnych pogody ducha. A nie smutasów. Dlatego weź się w garść. Znajdź sobie jakieś zajęcie, może hobby. Ja osobiście zaczęłam ćwiczyć. I powiem Ci, że jak naprawdę porządnie się zmęczę - czuję się świetnie. Nie myślę o pierdołach, nie zamartwiam się bo jestem na to za bardzo zmęczona. To wszystko kwestia nastawienia. Przemyśl to. Pozdrawiam #8 Juz probowalem sie wziasc w garsc i zmienic moje zycie ale zwykle konczylo sie to niepowodzeniem kolejnym zawodem i wracalem do punktu wyjsca. Raz na jakis czas uda mi sie jakis dzien i jestem jakos zauwazany przez innych i nawet udaje sie nikiedy jakas rozmowa z innymi, tyle ze konczy sie to po zakonczeniu lekcji i wszyscy nagle zapominaja o mnie(nie pisza, nie dzwonia, nie zapraszaja nigdzie) i po lekcjach(np w weekendy) umawiaja sie ze soba a ja wtedy przestaje dla nich istniec. Probowalem nie raz sie gdzies wkrecic, wyskoczyc, cos zagadac poza szkola ale bez skutku. Poprostu nie mam zadnego punktu zaczepienia. Najgorzej jest wlasnie w weekendy, dluzsze wolne a najgorzej to w wakacje kiedy to poprostu jest mi tak przykro, czuje w sobie taka niemoc, az mi sie niekiedy plakac chce myslac, patrzac jak inni sie swietnie bawia spedzaja ze soba czas a ja nie moge robic tego z nimi. Dopada mnie wtedy straszna depresja. Uswiadamiam sobie wtedy ze przez to trace cala swoja mlodosc, marnuje cale wakacje i ze tak juz bedzie zawsze. #9 Postaw sobie jakikolwiek cel (np zacznij trenować) i obiecaj sobie że go osiągniesz. Wtedy tak naprawdę będziesz wiedział ile jesteś warty i co możesz osiągnąć #10 tylko jak trenować? bo w poblizu nie mam zadnej silownia w domu nie mam zadnych przyrzadow do cwiczen. #11 6 Weidera, zawsze możesz biegać #12 tylko jak trenować? bo w poblizu nie mam zadnej silownia w domu nie mam zadnych przyrzadow do cwiczen. Od razu widać, że Ci się po prostu nie chce. Szukasz problemu tam gdzie go nie ma. Myślisz, że ja chodzę na siłownię? Ćwiczę w domu i zapewniam Cię, że jedynym narzędziem jakiego naprawdę do tego potrzebujesz jest Twoje ciało. I chęć. #13 Ludzie wolą osoby, które nie użalają się nad sobą. Jakie osoby w Twojej szkole, klasie są "popularne"? Te otwarte, zabawne, które emanują radością. Musisz obudzić w sobie właśnie taką osobę i odszukać bratnią duszę. #14 A co mam zrobic kiedy chce bardzo gdzies wyskoczyc ale nie mam do kogo bo w mojej okolicy nikt nie mieszka a inni mieszkaj daleko ode mnie i ciezko mi do nich dojezdzac. #15 Na początek dobrze by było jakbyś zaczął trenować Nie ma czegoś takiego jak "brzydki" każdy jest ładny w swoim stopniu. Trzeba tylko to docenić. Następnie powinieneś jakoś zacząć w szkole czuć się sobą. Przestań myśleć! - bądź wyluzowany i spokojny. W szkole na początku zacznij jakoś kombinować, próbować coś zrobić, aby pokazać że stać się na coś (Nie mówię żebyś rozwalił całą szkołę) Nieśmiały - Zacznij być śmiały, wystarczy tylko iść i popatrzeć na dziewczynę. Myślisz że jak na nią popatrzysz to ona nic nie czuje, a ty się boisz zapatrzeć? Spojrzenie na dziewczyne wywiera w niej różne zagadki. Spróbuj obciąć się na irokeza, włosy na żel. I powinieneś być sobą, nie dawaj się. Regularnie ćwicz, twoje mięśnie muszą być dobre. Wtedy nikt nie będzie cie traktował jak powietrze. #16 Na początek dobrze by było jakbyś zaczął trenować Nie ma czegoś takiego jak "brzydki" każdy jest ładny w swoim stopniu. Trzeba tylko to docenić. Następnie powinieneś jakoś zacząć w szkole czuć się sobą. Przestań myśleć! - bądź wyluzowany i spokojny. W szkole na początku zacznij jakoś kombinować, próbować coś zrobić, aby pokazać że stać się na coś (Nie mówię żebyś rozwalił całą szkołę) Nieśmiały - Zacznij być śmiały, wystarczy tylko iść i popatrzeć na dziewczynę. Myślisz że jak na nią popatrzysz to ona nic nie czuje, a ty się boisz zapatrzeć? Spojrzenie na dziewczyne wywiera w niej różne zagadki. Spróbuj obciąć się na irokeza, włosy na żel. I powinieneś być sobą, nie dawaj się. Regularnie ćwicz, twoje mięśnie muszą być dobre. Wtedy nikt nie będzie cie traktował jak powietrze. zaczolem cwiczyc(w domu nie w silowni) ale czy to mic cos da, czy poprawi moja sylwetke jakos?bo ja jestem strasznie szczuply i jestem na pograniczu niedowagi. Wprawdze podoba mie sie pewna dziewczyna z ktora o dziwo mam dobry kontakt ale ona nie jest mna zainteresowana. Co robic? #17 Wprawdze podoba mie sie pewna dziewczyna z ktora o dziwo mam dobry kontakt ale ona nie jest mna zainteresowana. Co robic? Ja mam całe życie taką sytuację, ale się tym nie przejmuję, nie pytam "co robić?". Nie staram się na siłę być z kimś kto mi się podoba :] Doceń uroki samotności! Mieszkam w sporym mieście, ale szczerze i tak nie ma gdzie tu wyjść, jeśli się nie ma znajomych. Chodzę sobie na spacery, słucham muzyki, mam tyle rzeczy, które lubię robić sama ze sobą, że brakuje mi dnia (chodzę spać o 3) Tego irokeza i żelu z poprzedniego postu absolutnie nie polecam chyba żebyś tak chciał. Kiedy skończysz obecną szkołę? A tak ogólnie rzecz biorąc to życie być może i nie ma sensu większego, nie trzeba się go doszukiwać bo się można tylko zdołować, bo faktycznie nie każdy jest taką pozytywną osobą czy utalentowaną w czymś. Trzeba mieć świadomość, że jest się dobrym człowiekiem i jednocześnie kombinować, żeby zbudować powoli własne szczęście. Jakieś 2 lata temu poszłam po tabletki na depresję, nie wiem czy to ich zasługa, ale dzisiaj jestem innym człowiekiem może to też zmiana środowiska (od 1,5 roku na studiach, uwolnienie się z domu). #18 a co mam robic kiedy podoba mi sie pewna dziewczyna, ale ona nie wykazuje zadnej inicjatywy w rozmowach i wyglada to tak ze ja zadaje tylko pytania a ona odpowiada tak jakby chciala mnie splawic, a sama nigdy do mie nie zagada/napisze:/ #19 Twoja sytuacja nie jest zbyt ciekawa, a życie trochę jałowe. Jeśli chciałbnyś przeanalizować to co napisałeś na pewno zauważysz, że jest tam co najmniej kilka spraw, którymi można się zająć. Z pewnościa profesjonalista mógłby Ci jakoś pomóc ogarnąć Twoje życie. Możliwe też że masz obniżony nastrój z powodu depresji. Zajżyj tutaj apa: Wydaje mi sie jednak, że przy pomocy samego internetu poukladanie swojego życia będzie trudne jeśli wogóle mozliwe. Większość z nas, uzależnionych, podejmuje decyzję o leczeniu z dwóch powodów: nie chcemy umrzeć i chcemy, by nasze życie było lepsze. Wiara w to, że możemy w końcu być szczęśliwi, jest potężną motywacją, ale gdy poczucie szczęścia zbyt długo nie przychodzi, zaczynamy podważać wartość trzeźwego życia. – Za chwilę stuknie mi dwa lata trzeźwości – mówi Ula. – Mam za sobą roczną terapię grupową i indywidualną. Wiele w swoim życiu zmieniłam, pracuję, staram się, ale ciągle mam wrażenie, że nic nie osiągam, że nic nie mam, że jestem gorsza, samotna, nie mam kasy, perspektyw i w ogóle moje życie nie ma sensu. Gdybym piła i ćpała, przynajmniej od czasu do czasu miałabym z tego życia jakąś przyjemność, a tak mam wrażenie, że z wszystkiego zrezygnowałam i niewiele w zamian dostałam Tak jak Ula przez długi czas miałam podobne odczucia odnośnie do siebie i mojego życia. Mijały kolejne trzeźwe lata, a ja wciąż nie czułam szczególnej satysfakcji z życia. Początkowo miałam o to pretensje do świata, potem zastanawiałam się, co sama robię nie tak. Inni uzależnieni, których spotykałam na mityngach wydawali się tacy radośni, tacy szczęśliwi, a mnie wciąż coś nie pasowało, wciąż czułam się smutna, rozgoryczona, nieszczęśliwa. Obecnie to się zmieniło. Dlaczego? Co się zadziało? Patrząc z perspektywy czasu na swój wcześniejszy stan, wydaje mi się, że głównymi przyczynami mojego poczucia nieszczęśliwości były następujące czynniki: Zbyt duży poziom lęku Po odstawieniu substancji psychoaktywnych mój mózg był rozjechany. Przywykł do intensywnych wrażeń, do chemicznej stymulacji i bez tychże wydawał się ziemią jałową, zagubioną w kosmosie przerdzewiałą satelitą. Miałam problemy z pamięcią, z poskładaniem myśli czy zdań, emocjonalnie byłam rozdygotana, niepewna siebie. Z tym wątpliwej jakości wyposażeniem musiałam stawić czoła życiu i to na trzeźwo, co cholernie mnie przerażało. Poziom lęku był tak duży, że mnie paraliżował i w sumie uniemożliwiał jakiekolwiek konstruktywne działanie. Użalenie się nad sobą Choć na terapii wzięłam odpowiedzialność za swój nałóg, nie do końca wzięłam też tę odpowiedzialność za swoje życie. Wciąż zazdrościłam innym, że mają lepiej: mają więcej kasy, lepszą pracę, lepsze wykształcenie, wsparcie rodziny, są ode mnie mądrzejsi, ładniejsi itd. Jednocześnie cały czas skupiałam się na swoich brakach i dowalałam sobie. Nienawidziłam i siebie, i świata za jego niesprawiedliwy rozdział talentów i dóbr. Niewdzięczność Nie potrafiłam być wdzięczna. Niby na terapii kazano nam pisać codziennie wdzięczności, ale ja robiłam to mechanicznie. Nic przy tym nie czułam. Robiłam, bo kazali, ale w głębi ducha uważałam, że to bez sensu. Nic mi to nie dawało, nie syciło mnie, nie wypełniało pustki, a jedynie napawało wyrzutami sumienia, że powinnam być wdzięczna, a nie jestem. Kompletnie nie potrafiłam docenić tego, co mam. Może dlatego, że wydawało mi się, że mam tak niewiele i że inni mają więcej. Porównywanie się z innymi Nieustannie porównywałam się z innymi. Oczywiście w tym porównywaniu się widziałam wszędzie tylko tych lepszych od siebie, tych, którzy mają więcej. Ci, co mają mniej „nie byli godni” mojej uwagi. W efekcie żyłam w przekonaniu, że wszyscy mają lepiej niż ja. A to z kolei nakręcało moje użalanie się nad sobą i poczucie niesprawiedliwości. Egocentryzm Praktycznie non stop myślałam tylko o sobie. O swojej sytuacji, o tym, jaka jestem, jak wyglądam, czego nie mam, czego mi brakuje. Innymi zajmowałam się tylko w takim kontekście, żeby się z nimi porównać i czasami podbić sobie ego, jak okazywało się, że komuś wiedzie się gorzej niż mnie, coś ten ktoś bardziej niż ja partaczy w swoim życiu. Koncentracja na problemach Jak już wspomniałam, skupiałam się tylko na brakach, a to generowało myślenie życzeniowe pt: „gdybym miała więcej kasy, to mogłabym kupić to czy tamto i moje życie w końcu stałoby się znośne”, „gdybym w końcu spotkała jakiegoś przyzwoitego faceta, to nie byłabym taka samotna”, „gdybym wychowywała się w normalnej rodzinie, to dziś nie miałabym takich problemów ze sobą”. Jak mogę być szczęśliwa – tłumaczyłam sobie – gdy codziennie muszę dybać do pracy na piechotę kilka kilometrów, bo mnie nie stać na auto? Z czego mam się cieszyć, kiedy codziennie wracam z pracy do pustego domu i nie mam się do kogo przytulić, do kogo gęby otworzyć? Jak można nie zwariować, gdy w mojej głowie nieustannie demolkę czyni wewnętrzny krytyk, wytykając mi, jaka jestem beznadziejna? Lamentując tak ciągle, byłam tym lamentowaniem tak wypruta z energii, że nie miałam już siły na żadne sensowne działanie. Tym bardziej że kiedy nawet wpadałam na pomysł, że może by jednak warto było np. pomyśleć o jakimś doszkoleniu się zawodowym w celu znalezienia lepszej pracy, albo skorzystaniu z aplikacji randkowych, gdzie mogłabym kogoś poznać, albo dodatkowej terapii w kierunku DDA, żeby ogarnąć sprawę krytyka, zawsze znajdowałam tysiące powodów, które podważały sens takiego działania: a to, że „na szkolenie to jestem za głupia”, a to, że „szukanie faceta przez portale randkowe to obciach”, a to znów – „ile można się terapeutyzować, a kiedy będzie czas na życie?”. W efekcie nie robiłam nic (choć wydawało mi się, że tyram, bo przecież byłam non stop zmęczona) i tkwiłam w swoim problemowym bagnie. Roszczeniowość Tak, tak, wszyscy wkoło mówili, jak ważna jest pokora, gdy wkracza się na ścieżkę trzeźwości. I ja też na głowę to wiedziałam, rozumiałam. Ale jednak wewnętrznie wciąż miałam w sobie rozmaite oczekiwania wobec świata, siebie i innych ludzi. W gruncie rzeczy uważałam (choć oczywiście głośno o tym nie mówiłam), że pewne rzeczy mi się zwyczajnie należą, że skoro inni mają, to ja też powinnam je mieć, że skoro innym coś przyszło bez wysiłku, to i mnie powinno. Z taką postawą, kiedy po roku trzeźwości moje życie wciąż nie wyglądało na „och i ach”, uważałam, że to niesprawiedliwe. Kompletnie nie brałam pod uwagę chociażby tego, że jak się piło przez ostatnie 20 lat i przez ten czas niewiele sensownego w tym życiu się robiło, a wiele spierniczyło, to oczekiwanie, że w ciągu roku wszystko nagle się odwróci i zyska ożywcze znaczenie, jest z deka na wyrost. Niecierpliwość Przyzwyczajona do działania substancji psychoaktywnych, które wystarczyło zażyć, by otrzymać efekt „WOW” (tak było przynajmniej na początku nałogu), w trzeźwym życiu w różnych sprawach oczekiwałam tego samego – żeby efekt był natychmiast. Kompletnie nie potrafiłam odwlekać gratyfikacji, odwleczona gratyfikacja nie była dla mnie żadną gratyfikacją. Jak czegoś chciałam, musiałam to dostać teraz, natychmiast, bo inaczej szał, zawód, rozpacz. Mogłam tego nie okazywać na zewnątrz, to znaczy nie stałam na środku sklepu jak dzieciak i nie tupałam nóżkami, bo mama nie chce mi kupić zabawki, ale w środku tak właśnie się czułam. Nieustannie niezadowolona, bo moje chcenia nie były natychmiast zaspokajane. Uzależnienie od silnych bodźców Mało co w trzeźwym życiu było mnie w stanie zadowolić. Oczekiwałam haju, euforii, silnych wrażeń. Kiedy np. poznawałam zwykłego, „normalnego” faceta, który nie robił mi emocjonalnych jazd, nie manipulował mną, nie kłamał, nie wpadał w agresję, to mnie taki koleś wydawał się nudny. Jak w moim życiu zaczęło być stabilnie, spokojnie, bez wielkich wzlotów, ale i też bez bolesnych upadków, to łapałam poczucie beznadziei. Zaraz wtedy zaczynałam szukać sobie problemów, pakować się w jakiś wątpliwie bezpieczny związek, wszczynać konflikty w pracy, byle tylko poczuć, że coś się dzieje. Nieakceptacja rzeczywistości Rozstałam się z substancjami uzależniającymi, ale nie ze starym sposobem myślenia o rzeczywistości. To, co zasadniczo doprowadziło mnie do nałogu, czyli bunt przeciw temu jak jest, nadal mimo abstynencji trzymało mnie w szachu. Wciąż wychodziłam z założenia, że ja lepiej wiem, jak ta rzeczywistość ma wyglądać, a skoro nie wyglądało, to automatycznie „VETO!!!”. Tyle że stawianie veta nic nie zmieniało, bo rzeczywistość miała mnie w głębokim poważaniu. A ja ze swoim „wiem lepiej” mogłam jej nafiukać, gdyż generalnie rzeczywistości to wisiało, co ja o niej sądzę – była jaka była i albo mogłam to zaakceptować, albo walić głową w mur. Ja wybierałam walenie w mur. I to był wyłącznie mój wybór. Wszystko powyższe złożyło się na to, że w gruncie rzeczy nie było szans, żeby przy takim zestawie postaw, poglądów, działań, cokolwiek w moim życiu zmieniło się na lepsze. Nawet jeśli się zmieniało, to ja nie byłam w stanie tego zauważyć i docenić. Tkwiłam po uszy w koszmarze, który sama sobie konstruowałam. Jak wyrwać się z poczucia beznadziei? Przede wszystkim musiałam uczciwie tej swojej beznadziei się przyjrzeć. Rozłożyć ją na części i poznać jej składowe elementy (lista powyżej). Poza tym musiałam opracować plan naprawczy. U mnie wyglądało to tak, że kolejno brałam na tapet poszczególne punkty z listy i zastanawiałam się, co mogę z nimi zrobić, żeby nie bruździły mi w życiu. Wyglądało to mniej więcej tak: Po pierwsze, postanowiłam ogarnąć swoje lęki. W moim wypadku nie obyło się od leków od psychiatry, które wytłumiły mi lekotwórcze myśli i pozwoliły skoncentrować się na kreatywnym i racjonalnym działaniu. Po drugie, zrezygnowałam z tkwienia w roli ofiary. Zaczęło się od uświadomienia sobie jak obezwładniająca i wysysająca z energii jest ta rola. Zauważyłam, ile niechęci i pogardy mam do siebie, gdy się tak nad sobą użalam i gdy za swoje życiowe niepowodzenia oskarżam innych. I zobaczyłam też, jak zupełnie nic mi to nie daje, kompletnie nic w moim życiu nie zmienia. W pewnym momencie ta rola budziła już tylko moją niechęć. Zaczęłam mieć na nią swoistą alergię. Oczywiście to nie stało się z dnia na dzień. To był proces. Po trzecie, zaczęłam pracować nad nieocenianiem innych, nieporównywaniem się do innych i akceptacją rzeczywistości taką, jaka ona jest. W tym najbardziej pomógł mi program 12 kroków i filozofia buddyjska, medytacje. W praktyce polegało to na codziennym zauważaniu, kiedy moje myśli lecą starymi schematami i zawracaniem z tych ścieżek. Jak zaczynałam błądzić i udawało mi się to zauważyć, to mogłam już coś z tym zrobić. A ponieważ chciałam coś z tym zrobić, to krok po kroku na tych polach zaczęły zachodzić pozytywne zmiany. Na programie rozpracowałam też swój egocentryzm i dowiedziałam się wiele o naturze pokory, którą błędnie dotychczas rozumiałam i praktykowałam głównie w formie autokrytyki i samobiczowania się. Zaczęłam powoli „odhaczać się” od siebie. Starałam się sama siebie nie krytykować, nie dowalać sobie, nie być w stosunku do siebie surowa. Uczyłam się być dla siebie życzliwą. Dzięki temu, że miałam do siebie mniej niechęci, mniej się też na sobie koncentrowałam i wyzbywałam się egocentryzmu. Nasz umysł lubi się koncentrować na zagrożeniach i rozmaitych nieprzyjemnych aspektach rzeczywistości, jak coś jest „spoko”, to umysł sobie to pomija, trochę lekceważy. I to właśnie się stało ze mną i moim skupieniem na sobie, gdy zaczęłam traktować siebie z życzliwością. 😊 Po czwarte, odkryłam w sobie radość z bycia użyteczną. Program 12 kroków zachęca do służby, do niesienia posłania innym cierpiącym ludziom, do pomagania. Przez większość życia tkwiąc w roli ofiary i użalając się nad sobą, nastawiona byłam głównie na branie. To inni mieli mi dać, manna miała mi spaść z nieba, a ja miałam brać. Tyle, że to nigdy mnie nie syciło. Podle się czułam w roli biorcy, bez sił i jak o sobie sądziłam – bez wartości. A jednocześnie nie potrafiłam z tej roli wyjść, bo przecież mnie się należało, bo ja tu byłam poszkodowana i potrzebująca. Dzięki służbie na rzecz innych moje życie nabrało znaczenia. To było dla mnie odkrycie, że dając możemy zyskać znacznie więcej, niż dostając. Po piąte, musiałam się jakoś odstymulować i nauczyć cierpliwości. Z tym wciąż nie udało mi się jeszcze wystarczająco dobrze rozprawić. I nie wiem czy do końca mi się to uda. Ale przynajmniej staram się akceptować te niedoskonałości w moim funkcjonowaniu. Ponieważ dość silne jest to moje uzależnienie od mocnych bodźców, wciąż szukam rozwiązań tego problemu. Na razie wymyśliłam tyle, że szukam adrenaliny raczej w sporcie niż w relacjach. Jak wyżyję się fizycznie i emocjonalnie w aktywnościach sportowych, mam mniejszą ochotę na jazdy bez trzymanki w związku. Ba! Nawet czasem zdarza mi się zatęsknić za spokojem i nudą. A cierpliwość? No, nie jest ona moją mocną stroną, niemniej przypominanie sobie o tym, że na wiele rzeczy nie mam wpływu oraz że w życiu naprawdę nie wszystko musi być po mojemu i natychmiast, trochę usadza mnie na tyłku. (PS. No i jak widać zaczęłam się koncentrować na rozwiązaniach, a nie na problemach). Po szóste, wdzięczność. Na jej pojawienie się czekałam najdłużej, ale w końcu ją poczułam. Wcześniej jednak musiałam rozmontować wszystkie inne rzeczy z mojej listy wad. Myślę, że strasznie trudno poczuć wdzięczność, jeśli prezentuje się stricte roszczeniową, egocentryczną, pełną żalu i poczucia niesprawiedliwości postawę. Wdzięczność rodzi się z pewnej uważności, otwartości serca (?) i w spokoju. Przynajmniej u mnie tak to wyglądało. Przyznam, że kocham te momenty, kiedy ją odczuwam. A te pojawiają się coraz częściej. Co mnie nieustannie zadziwia. *** Droga do momentu, w którym jestem, zajęła mi w sumie 15 lat, czyli prawie tyle samo, ile poświęciłam na czynne uprawianie nałogu. W moim przypadku szczęście nie przyszło nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale w końcu przyszło (może jednak jestem cierpliwa 😊). W międzyczasie przeżyłam mnóstwo kryzysów i zwątpień, takich jak Ula. Mimo nich kontynuowałam tę drogę przez mękę, żywiąc nadzieję, że kiedyś i mnie będzie dane poczuć radość i zadowolenie z trzeźwego życia. 15 lat to szmat czasu, więc zwłaszcza Ci, którzy są na początku swoje ścieżki zdrowienia, mogą w tym momencie poczuć zniechęcenie. Ale ja opisuję tu tylko swój własny przypadek, tymczasem z relacji innych trzeźwiejących osób wynika, że ścieżka ta często jest znacznie krótsza. Tak czy inaczej, ja nie żałuję tej przebytej drogi. Według mnie było warto. Mira Egzystencjalna pustka to kryzys sensu życia. To stan, w którym brakuje nam połączenia ze światem zewnętrznym, przez co wydaje nam się, że życie jest trudne i które ogarnia egzystencjalna pustka, dochodzą do wniosku, że życie nie ma sensu. Nie czują żadnego połączenia z ludźmi i otaczającym ich światem. Wydaje im się, że ich istnienie jest bezwartościowe i donikąd nie prowadzi. Tego typu myśli przytrafiają się zazwyczaj osobom mającym skłonności do głębokich refleksji na temat śmierci i egzystencjalna pustka dopada coraz więcej ludzi, głównie z powodu powierzchownych wartości, jakie są promowane we współczesnym świecie. W obecnym społeczeństwie liczy się głównie uzyskanie szybkiej satysfakcji, a nie jest to przecież element, który nadaje życiu głębszy sens. Zagubione osoby są rozdarte pomiędzy spełnianiem głębszych potrzeb duszy a tłumieniem bólu, jaki odczuwają z powodu wewnętrznej osób ma trudności z odpowiedzią na pytanie o to, jaki jest cel ich życia i jaki sens ma ich egzystencja. Nic nie daje im spełnienia i nigdy nie czują satysfakcji. Tkwią przez to w psychologicznym stanie pustki i ten stan trwa długo, nierzadko prowadzi do głębokiej depresji lub zachowań pustka – zawieszenie w przepaściSens życia, jaki człowiek buduje w swoim sercu i umyśle może dość łatwo się rozpaść, jeśli nie udaje nam się osiągnąć zamierzonych celów. Duża rozbieżność pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością często prowadzą do zawodu. Uczucie to pogłębia się w sytuacji, w której tracimy poczucie bezpieczeństwa i nie wiemy, jak z tego takim stanie może ogarnąć człowieka egzystencjalna pustka, odczuwana jako bezsens istnienia i brak zdolności do nawiązania połączenia z Benjamin Wolman określił ten stan jako “nerwicę egzystencjalną” i zdefiniował ją jako:“…brak umiejętności odnalezienia sensu życia. Jest to poczucie, że nie ma sensu dalej żyć, walczyć, mieć nadzieję… Poczucie, że nie znajdziesz już celu ani odpowiedniej drogi w życiu. Łączy się z tym przekonanie, że nawet jeśli inni wkładają wysiłek w swoją pracę, to robią to w rzeczywistości bez celu.”Element społecznyNiektórzy autorzy, jak psychoterapeuta Tony Antarella, wskazują, że utrata sensu życia wynika z nieustannych prób zadowolenia własnego ego. Są to bowiem samolubne działania, które nie pozwalają człowiekowi wejść na wyższy poziom. Inni autorzy sugerują, że egzystencjalna pustka to efekt przedkładania wartości indywidualnych nad wartości społeczne i błędne przekonanie, że przyjemność jest równoznaczna ze z tego taki wniosek, że niektórzy zatracają się w dążeniu do swojego indywidualnego celu i zapominają o innych aspektach życia, które dają spełnienie. Są to solidarność, współistnienie i wzajemny nie rozumiemy rzeczywistości wokół nas i sam środek do uzyskania szczęścia staje się celem, istnieje duże ryzyko, że popadniesz w egzystencjalną pustkę. Niektóre krótkoterminowe emocje mogą dać uczucie przyjemności, ale nie dadzą samorealizacji. Co więcej, jak w przypadku każdej przyjemności, mogą uzależniać i człowiek ma potrzebę tworzenia i robienia ze swoim życiem czegoś, co ma cel. Dlatego też sens życia jest ściśle związany z przeznaczeniem i pragnieniami, jakie rodzą się w człowieku. Poprzez te pragnienia możemy rozwijać się na wielu poziomach. Dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę, że w życiu nie chodzi o osiągnięcie celów materialnych, ale o coś dużo wymiar człowiekaAustriacki psychiatra Viktor Frankl wyróżnił trzy wymiary, na których funkcjonuje człowiek: Somatyczny, który obejmuje ciało i biologiczne aspekty człowieka. Psychiczny, który obejmuje rzeczywistość psychodynamiczną, albo połączenie świata psychologicznego i emocjonalnego. Duchowy lub noetyczny, który dotyczy duszy człowieka. Ten wymiar wykracza poza poprzednie dwa wymiary. Pozwala on na osiągnięcie zrównoważonego i zdrowego życia. Jeżeli zatem ktoś czuje głęboką apatię, oznacza to istnienie konfliktu na poziomie duchowym. Dlatego właśnie tak trudno jest go zdefiniować i określić, gdzie znajduje się rana, którą należy zaleczyć. Taki zagubiony człowiek odczuwa cierpienie na poziomie somatycznym i psychicznym. Jako że nie wierzy w możliwość zmiany tej sytuacji, ogarnia go egzystencjalna społeczne i indywidualneFrankl podkreśla, że najprostszą drogą do znalezienia sensu życia jest podążanie drogą swoich wartości. Dodaje, że świadomość społeczna jest niezwykle pomocna w wyznaczaniu tych wartości. Dzieje się tak dlatego, że nawet jeśli określamy swoje wartości według indywidualnych potrzeb i pragnień, to stają się one częścią wartości uniwersalnych. Najczęściej łączą się też one z jakimś systemem kulturowym, religijnym lub związku z powyższym, utrzymywanie więzi z innymi jest kluczowym elementem potrzebnym do zachowania poczucia sensu istnienia. Ważne jednak, by w takiej konfiguracji nie oczekiwać, że za twoje szczęście będzie odpowiedzialny ktoś z socjolog i filozof Drukheim jasno określa brak kontaktów społecznych i czym one skutkują:“[kiedy dana osoba] izoluje się ponad pewien poziom, jeżeli zbyt radykalnie oddziela się od innych istot, ludzi i rzeczy, izoluje się jednocześnie od tych samych źródeł, którymi się karmi, przez co traci punkt odniesienia. Tworząc pustkę wokół siebie, tworzy pustkę w sobie i jedyne, nad czym może rozmyślać to jego własna niedola. Jego myśli krążą tylko wokół nicości, która jest w jego wnętrzu i wokół smutku, który jest tego konsekwencją.”Poznaj siebie zanim zaczniesz szukać sensu życiaJeśli czujesz się zagubiony, nie szukaj kogoś, kto cię uratuje, ani nie obwiniaj nikogo za swoją sytuację. Postaraj się wziąć odpowiedzialność za swój stan i zajrzeć w głąb swojej duszy. Pamiętaj, że sens życia można odnaleźć na wiele sposobów i tak naprawdę każdy z nas może do tego dojść na swój sposób. Cel, jaki sobie obieramy może się zmienić, w zależności, od tego, jak ułoży się życie. Tak naprawdę liczy się poczucie sensu w ogólnym wymiarze, a nie tylko w danym dodaje, że nie zamiast zgłębiać kwestię sensu życia, powinniśmy przede wszystkim zgłębić samych siebie. Odpowiedzialność za siebie to esencja naszego istnienia. Dlatego też poprzez odnalezienie samego siebie odnajdziesz sens pustka – zmień podejście, by się z niej wydostaćNawet jeśli włożysz całe swoje serce i mnóstwo wysiłku w osiągnięcie celu, życie nie zawsze da ci to, czego oczekujesz. To normalne, że w trudnych chwilach czujesz się źle. Masz wtedy jednak do wyboru dwie drogi: zachowywać się jak ofiara albo zaakceptować, że nie możesz zmienić tego, co już się wydarzyło i że masz kontrolę tylko nad własnym podejściem do wydarzeń wokół ty jesteś w pełni odpowiedzialny za swoje czyny, emocje, myśli i decyzje. Wybierz zatem mądrze to, za co chcesz czuć odpowiedzialność. Życie zmienia się każdego dnia i codziennie pozwala nam wybrać czy będziemy tkwić w tym samym punkcie, czy też poradzimy sobie z problemami w sposób godny świadomego człowieka, który potrafi wsłuchać się w głos swojej duszy.“Istota ludzka nie jest odizolowaną jednostką. Rzeczy mają na siebie wzajemny pływ, a człowiek ma przede wszystkim wpływ na samego siebie. To, czym się staje człowiek, w ramach swoich możliwości i środowiska, wynika z tego, co sam wykreował.” -Viktor Frankl-To może Cię zainteresować ... konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Właściwie to od początku coś było ze mną nie tak tylko wtedy myślałam że to dlatego, że jestem mała, dorośli tak nie mają i jak dorosnę to będę taka jak inni… z zazdrością patrzyłam ja moi rówieśnicy się bawią a ja zawsze stałam z boku bo nie potrafiłam nic fajnego powiedzieć, ani w ogóle nic powiedzieć i nikt mnie za bardzo nie chciał w swoim towarzystwie no bo po co komu taki milczący krasnal (zawsze miałam niedobór wzrostu). Ale z niczego nie wyrosłam. W każdej nowej szkole miałam problem z nawiązaniem kontaktów i zwykle zostawałam outsiderem. Nic dziwnego – zawsze tylko milcza lam i potrafiłam śmiać się, kiedy inni powiedzieli cos fajnego, sama nic nie potrafiłam z siebie wydusić… Nie potrafiłam, nie to ze miałam tysiące fajnych pomysłów ale się wstydziłam, po prostu miałam pustkę w głowie, jak wtedy kiedy się nie przygotowało lekcji. Co do wyboru zawodu to wiedziałam, ze z takim charakterem to prawnikiem ani nauczycielem zostać nie mogę. Ale to co sobie wybrałam wcale nie okazało się trafione. Uczyłam się pilnie, wyniki miałam dobre, zdanych poślizgów, nie paliłam, nie piłam, nie chodziłam na dyskoteki (jestem brzydka i nie potrafię tańczyć więc i tak zawsze podpierałam ścianę)… Ale niestety, okazuje się, ze mam zły wpływ na ludzi… Czuja się nieusatysfakcjonowani i często nawet zdenerwowani po rozmowie ze mną. Oczywiście nie muszę dodawać ze nie wkurzam ich celowo. Jestem uprzejma, chętna do pomocy, szanuje innych i ich przekonania… Niestety, jeśli się nie ma pewności siebie i zdolności ładnego wypowiadania się, to nie wystarczy być miłym… Oczywiście muszę zmienić zajęcie… Tylko na co? Bez komunikatywności, zdolności przywódczych, organizacyjnych, umiejętności nawiązywania kontaktów i robienia prezentacji co ja mogę robić? Cos bardzo prostego, jak kasjerka w supermarkecie albo sprzątaczka, ale nawet i tam chcą doświadczenia… w kryzysie bez doświadczenia nie ma pracy… Moje pytanie jest: dlaczego musze żyć? Nie ma jakiegoś legalnego sposobu żeby ta farsę skończyć? Nikt mnie nie pytał o zgodę sprowadzając mnie na ten świat i ja ZGODY NA TO NIE WYRAŻAM!!!! Nie chce tu dłużej być! Żyję 38 lat i jak dotąd to była mordęga, statystycznie mogę pożyć jeszcze 40, ale ja tego nie wytrzymam! Jestem 100% nieudacznikiem, nie potrafię śpiewać, tańczyć, malować, nie potrafię ładnie się ubrać ani dobrać mebli w mieszkaniu, mam problemy z prowadzeniem samochodu, nie potrafię bawić ludzi, opowiadać dowcipów, ani powiedzieć nic mądrego na żaden temat (mimo ze dużo czytam). Oczywiście, żeby nie było wątpliwości jestem tez mała, brzydka i gruba. Myślę ze moja egzystencja jest tragicznym nieporozumieniem. Przeszkadzam tylko ludziom, zużywam tylko tlen i substancje odżywcze i zanieczyszczam środowisko. Tylko mi nie mówcie, ze życie jest piękne i cenne. Moje NIE JEST. Niech to się już wreszcie skonczy! Gośka J. Urząd Wojewódzki/Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kr... Temat: Moje zycie nie ma sensu Ala Sssss: Właściwie to od początku coś było ze mną nie tak tylko wtedy myślałam że to dlatego, że jestem mała, dorośli tak nie mają i jak dorosnę to będę taka jak inni… z zazdrością patrzyłam ja moi rówieśnicy się bawią a ja zawsze stałam z boku bo nie potrafiłam nic fajnego powiedzieć, ani w ogóle nic powiedzieć i nikt mnie za bardzo nie chciał w swoim towarzystwie no bo po co komu taki milczący krasnal (zawsze miałam niedobór wzrostu). Ale z niczego nie wyrosłam. W każdej nowej szkole miałam problem z nawiązaniem kontaktów i zwykle zostawałam outsiderem. Nic dziwnego – zawsze tylko milcza lam i potrafiłam śmiać się, kiedy inni powiedzieli cos fajnego, sama nic nie potrafiłam z siebie wydusić… Nie potrafiłam, nie to ze miałam tysiące fajnych pomysłów ale się wstydziłam, po prostu miałam pustkę w głowie, jak wtedy kiedy się nie przygotowało lekcji. Co do wyboru zawodu to wiedziałam, ze z takim charakterem to prawnikiem ani nauczycielem zostać nie mogę. Ale to co sobie wybrałam wcale nie okazało się trafione. Uczyłam się pilnie, wyniki miałam dobre, zdanych poślizgów, nie paliłam, nie piłam, nie chodziłam na dyskoteki (jestem brzydka i nie potrafię tańczyć więc i tak zawsze podpierałam ścianę)… Ale niestety, okazuje się, ze mam zły wpływ na ludzi… Czuja się nieusatysfakcjonowani i często nawet zdenerwowani po rozmowie ze mną. Oczywiście nie muszę dodawać ze nie wkurzam ich celowo. Jestem uprzejma, chętna do pomocy, szanuje innych i ich przekonania… Niestety, jeśli się nie ma pewności siebie i zdolności ładnego wypowiadania się, to nie wystarczy być miłym… Oczywiście muszę zmienić zajęcie… Tylko na co? Bez komunikatywności, zdolności przywódczych, organizacyjnych, umiejętności nawiązywania kontaktów i robienia prezentacji co ja mogę robić? Cos bardzo prostego, jak kasjerka w supermarkecie albo sprzątaczka, ale nawet i tam chcą doświadczenia… w kryzysie bez doświadczenia nie ma pracy… Moje pytanie jest: dlaczego musze żyć? Nie ma jakiegoś legalnego sposobu żeby ta farsę skończyć? Nikt mnie nie pytał o zgodę sprowadzając mnie na ten świat i ja ZGODY NA TO NIE WYRAŻAM!!!! Nie chce tu dłużej być! Żyję 38 lat i jak dotąd to była mordęga, statystycznie mogę pożyć jeszcze 40, ale ja tego nie wytrzymam! Jestem 100% nieudacznikiem, nie potrafię śpiewać, tańczyć, malować, nie potrafię ładnie się ubrać ani dobrać mebli w mieszkaniu, mam problemy z prowadzeniem samochodu, nie potrafię bawić ludzi, opowiadać dowcipów, ani powiedzieć nic mądrego na żaden temat (mimo ze dużo czytam). Oczywiście, żeby nie było wątpliwości jestem tez mała, brzydka i gruba. Myślę ze moja egzystencja jest tragicznym nieporozumieniem. Przeszkadzam tylko ludziom, zużywam tylko tlen i substancje odżywcze i zanieczyszczam środowisko. Tylko mi nie mówcie, ze życie jest piękne i cenne. Moje NIE JEST. Niech to się już wreszcie skonczy! Czy próbowałaś kiedyś rozmowy z terapeutą? Temat: Moje zycie nie ma sensu Ala Sssss: Tylko mi nie mówcie, ze życie jest piękne i cenne. Moje NIE JEST. Niech to się już wreszcie skonczy!NIe mam zamiaru. Ala, obudziłaś się w niedzielny poranek (jeśli w ogóle w nocy spałaś) i od razu opisałaś swoje życie tak, jak je widzisz. JAKO PASMO PORAŻEK i POMYŁEK, jedno za drugą. Nie chcesz współczucia. I tu masz rację!! Mimo, że piszesz, że twoje życie nie ma sensu, to według Ciebie, jak my na tym forum możemy Ci pomóc. Jeśli nie chcesz, abyśmy się nad tobą użalali (sama to dobrze robisz) i nie chcesz, abyśmy ci pokazywali, że życie jest piękne, to czego oczekujesz? Zgadzam się, że twoje życie do tej pory jest pasmem porażek. No więc, jakie wnioski z tego wyciagasz? pozdrawiam, Agata RV Grzegorz C. ACCESS DETEKTYWISTYCZNE BIURO ŚLEDCZE - Twój Prywatny Det... Temat: Moje zycie nie ma sensu Hmmm....wtrace sie.... Dlaczego jestes na NIE dlaczego nie dostrzegasz swoich zalet. Zacznij moze spisywac na kartce papieru co Cie cieszy, co odpreza, w czym jestes lepsza od innych, bo kazdy z nad ma to cos innego co nas od innych odroznia i powoduje nasze samozadowolenie. Piszesz ze nie palilas, nie pilas, nie tanczylas...przepraszam czy to oznacza ze jestes gorsza? Mylisz sie.... Wyjedz sobie gdzies w glusze...tylko natura i Ty...zacznij odkrywac siebie. Czy masz jakiegos zwierzaka w domu? Np. psa ktory jest bezinteresownym przyjacielem... ktory wyciagnie Cie na spacer niezaleznir od aury...ktory powita serdecznie jak wrocisz do domu? Nie mysl o sobie jak o ZOMBI.... Jesli myslisz negatywnie sugeruje hospicium i moze wolontatiat. Docen swoje zycie...porozmawiaj z ludzmi ktorzy nie maja szansy na uzdrowne i ciesza sie kazda chwila. To wzmacnia i daje inna perspektywe na doczesnosc. To daje sile... Spobuj odnalesc w sobie jakas pasje...to co lubisz a moze jeszcze tego nie robilas.... konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Nie. Chyba po prostu nie wierze ze moga mi pomoc. Terapeuta nie moze zmienic osobowosci. Nie chce, zeby uczyli mnie 'nie przejmowac sie' czy polepszali mi nastroj tabletkami. Jest zle i to jest fakt. Ja jestem wymagajaca ale wymagam przede wszystkim od siebie. konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Ala Sssss: Nie. Chyba po prostu nie wierze ze moga mi pomoc. Terapeuta nie moze zmienic osobowosci. Nie chce, zeby uczyli mnie 'nie przejmowac sie' czy polepszali mi nastroj tabletkami. Jest zle i to jest fakt. Ja jestem wymagajaca ale wymagam przede wszystkim od jest źle- rozumiem Twoje odczucia. A czy jest coś, co przychodzi Ci do głowy, że Twoje życie nabrałoby sensu? czy jest coś takiego? Temat: Moje zycie nie ma sensu Ala Sssss: Nie. Chyba po prostu nie wierze ze moga mi pomoc. Terapeuta nie moze zmienic osobowosci. Nie chce, zeby uczyli mnie 'nie przejmowac sie' czy polepszali mi nastroj tabletkami. Jest zle i to jest fakt. Ja jestem wymagajaca ale wymagam przede wszystkim od siebie. a po co się zmieniać na siłę? od razu w przebojową kobietę, która ma cały świat u stóp? może metoda małych kroczków? wybierz sobie coś nad czym chcesz popracować i zmienić w sobie. nie musisz od jutra robić rewolucji w życiu. zacznij powoli, ale systematycznie. ja też nie lubię u siebie wielu rzeczy, też jestem nieśmiała i nie umiem tańczyć i też podpierałam ściany na szkolnych dyskotekach:P ale ja to akceptuję i umiem z tym żyć, nie traktuję tego jako wady ani zalety - wykorzystuję to na swój sposób. głowa do góry, każdy ma czasem zły dzień, kiedy nie widzi w sobie nic pozytywnego :) konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Ala, obudziłaś się w niedzielny poranek (jeśli w ogóle w nocy spałaś) i od razu opisałaś swoje życie tak, jak je widzisz. JAKO PASMO PORAŻEK i POMYŁEK, jedno za drugą. Spałam. Na stres i 'doła' reaguje zwykle brakiem apetytu i wzmożoną sennością. Niedzielny poranek to przypadek. Cały czas o tym myślę i przeszukuje Internet, chyba szukając ‘rozgrzeszenia’ dla samobójstwa. Wpisuję w Google ‘moje Zycie nie m sensu’, ‘czy mam prawo skończyć ze sobą’ itp. Tym razem trafilam na Wasze forum. Zapytasz, czemu poszukuje usprawiedliwienia dla samobójstwa zamiast to po prostu zrobić, ze gdybym naprawdę chciała, to bym nie pytała? Chyba, jak każdy trochę się boje, zwłaszcza ze otrzymałam surowe, radykalne katolickie wychowanie (sama radykalnym katolikiem nie jestem). W końcu nikt nie jest w stanie dać stuprocentowo pewnej odpowiedzi co jest a czego nie ma po nie chcesz, abyśmy się nad tobą użalali (sama to dobrze robisz) i nie chcesz, abyśmy ci pokazywali, że życie jest piękne, to czego oczekujesz?Zgadzam się, że twoje życie do tej pory jest pasmem porażek. No więc, jakie wnioski z tego wyciagasz? Obrałam złą drogę. Powinnam była znaleźć prace w jakimś laboratorium, może jakieś studia na politechnice. I pracować gdzieś, gdzie moja ekspozycja na obcych (w sensie oczywiście nieznajomych a nie kosmitów) byłaby minimalna. Tylko ze to już jest strasznie trudne do naprawienia. Mam prawie 40 lat, znowu mam iść na studia? Musiałabym na zaoczne, bo z czegoś musze żyć. Poza tym maturę zdawałam 20 lat temu, nie oszukujmy się, niewiele już z materiału z liceum pamiętam. W ogóle zaakceptowaliby moja ‘stara’ maturę? Zresztą zdawałam biologie, na techniczne studia nie wystarczy. A jakby się udało to co? Szukać pracy za 1000 zl, będąc pod 50-tke? Wiadomo jak jest sytuacja absolwentów na rynku pracy. Nie, to już więcej sensu ma szukać czego co mogę robić z wykształceniem które już mam. Tylko to znowu nie takie proste, bo wszyscy oczekują zdolności interpersonalnych, przywódczych, menadżerskich.. A wszystko byłoby takie proste jakbym nie była takim nieudacznikiem… konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Dlaczego jestes na NIE dlaczego nie dostrzegasz swoich zalet. Zacznij moze spisywac na kartce papieru co Cie cieszy, co odpreza, w czym jestes lepsza od innych, bo kazdy z nad ma to cos innego co nas od innych odroznia i powoduje nasze samozadowolenie. Chyba nie mam żadnych szczególnych zalet. Jestem punktualna, uczciwa, staranna ale to nie zalety, każdy, kto ma odrobinę przyzwoitości potrafi to robić. Piszesz ze nie palilas, nie pilas, nie tanczylas...przepraszam czy to oznacza ze jestes gorsza? Mylisz sie.... Nie, to nie tak, to miało zabrzmieć jak: byłam taka grzeczną dziewczynką i co mi z tego przyszło? Teraz, z perspektywy czasu widzę, ze trzeba było czasem załapać parę trój i wylądować u dyrektora na dywaniku za wagary czy palenie na dużej przerwie… Niczego by to nie zmieniło, jeśli już, to na lepsze (dogadywałabym się lepiej z rówieśnikami może) Czy masz jakiegos zwierzaka w domu? Np. psa ktory jest bezinteresownym przyjacielem... ktory wyciagnie Cie na spacer niezaleznir od aury...ktory powita serdecznie jak wrocisz do domu? Nie moge, mieszkam w wynajetym pokoju, landlady by sie nie zgodzila...Nie mysl o sobie jak o ZOMBI.... Jesli myslisz negatywnie sugeruje hospicium i moze wolontatiat. Docen swoje zycie...porozmawiaj z ludzmi ktorzy nie maja szansy na uzdrowne i ciesza sie kazda chwila. To Ci się akurat nie udało… pracuje na onkologii i to od pacjentów właśnie ten negatywny feedback… konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu a po co się zmieniać na siłę? od razu w przebojową kobietę, która ma cały świat u stóp? może metoda małych kroczków? wybierz sobie coś nad czym chcesz popracować i zmienić w sobie. nie musisz od jutra robić rewolucji w życiu. zacznij powoli, ale systematycznie. ja też nie lubię u siebie wielu rzeczy, też jestem nieśmiała i nie umiem tańczyć i też podpierałam ściany na szkolnych dyskotekach:P ale ja to akceptuję i umiem z tym żyć, nie traktuję tego jako wady ani zalety - wykorzystuję to na swój sposób. Już dawno przebolałam dyskoteki, zresztą po prostu w pewnym momencie przestalam na nie chodzić i wcale nie było mi żal… Problem polega na czymś innym… Osoby, które potrafią się bawić (niekoniecznie nawet tańczyć) potrafią tez łatwiej nawiązywać kontakt i wszystko idzie im łatwiej, są bardziej efektywne i lepiej wykonują swoja pracę głowa do góry, każdy ma czasem zły dzień, kiedy nie widzi w sobie nic pozytywnego :) Tylko mi sie cos za czesto zdarza... Grzegorz C. ACCESS DETEKTYWISTYCZNE BIURO ŚLEDCZE - Twój Prywatny Det... Temat: Moje zycie nie ma sensu Ala S... więc nie pierd.... poważnie. Łeb w górę. Pomagasz ludziom którzy są u kresu..... Rozmawiasz z nimi.... Oni mają wielka nadzieję, czyż nie? Znam to, mój kolega w sile wieku zachorował - wyrok śmierci - białaczka..... Nie pił, nie palił, sportowiec pełną piersią, pasjonat żeglarstwa.... Wyrok śmierci dla niego. Odwiedziliśmy go na onkologii.... Strzep Kolegi jakiego znaliśmy, ogolony na łyso, oczy bez błysku - załamka.... odwiedziny przez szybę i rozmowa przez słuchawkę.... Jak w Alcatraz.... Opowiadał, że spali w kilka osób w sali i kiedy się budził jedna z osób z która jeszcze wczoraj wieczorem rozmawiał, odchodziła.... Hmm.... to jest tragedia.... jednak zmienił myślenie, zaczął myśleć pozytywnie... Wiesz, pozmienialo się.... zrobiliśmy dla niego zbiorkę krwi... poszło z górki... przetoczenie krwi... zmiany na pozytywne.... Dostał drugą szansę od życia.... Potem, już po wyjściu ze szpitala z doskonałymi wynikami, z nim rozmawiałem.... Wiesz co.... taki człowiek to BOMBA POZYTYWNEJ ENERGII!! Zmienił podejście do życia. Kocha życie... Zwolnił w życiu.. nie ma już pędu za kasą... za fałszywymi przyjaciółmi.... Docenia każdy dzień, spełnia swoje marzenia i zachcianki. Życie jest przecież takie krótkie..... Zatem Alu... ludzie chorzy na nowotwór potrafią być o wiele bardziej optymistyczni i pełni chęci do życia niż MY którzy nie znamy śmiertelnej choroby. Zarażą Cię zapewnie wielkim optymizmem..... to nie tylko ludzie przygnieceni chorobą i swoim losem.... Czy miałaś może w ręce ostatnią (genialną w/g mnie) książkę Jerzego Stuhra "Tak sobie myślę" ? Hmm.....to jest pięknie napisana książka przez (wg mnie) genialnego Aktora i Człowieka. Weź ją do ręki i zacznij czytać.... odpłyń z autorem. Zastanów się i .... zadaj pytanie.... czy warto tak się dołować kiedy jestem zdrowa i nic mi nie dolega??!! Zacznij cieszyć się życiem.... bo .... warto.... i ... pieprz przeciwności losu.... Ciesz się tym co masz i tym co mieć możesz jeszcze.... 40stka to nie kres życia.... Po 40-stce życie się dopiero zaczyna... więc dokop mu w doopę i nos w górę!! ;)))) Czy jesteś podobna do Quasimodo??!! Chyba nie, zatem..... nie myśl aż tak bardzo katastroficznie!!Grzegorz C. edytował(a) ten post dnia o godzinie 17:08 konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Właściwie to od początku coś było ze mną nie tak tylko wtedy myślałam że to dlatego, że jestem mała, dorośli tak nie mają i jak dorosnę to będę taka jak inni… z zazdrością patrzyłam ja moi rówieśnicy się bawią a ja zawsze stałam z boku bo nie potrafiłam nic fajnego powiedzieć, ani w ogóle nic powiedzieć i nikt mnie za bardzo nie chciał w swoim towarzystwie no bo po co komu taki milczący krasnal (zawsze miałam niedobór wzrostu). Ale z niczego nie wyrosłam. W każdej nowej szkole miałam problem z nawiązaniem kontaktów i zwykle zostawałam outsiderem. Nic dziwnego – zawsze tylko milcza lam i potrafiłam śmiać się, kiedy inni powiedzieli cos fajnego, sama nic nie potrafiłam z siebie wydusić… Nie potrafiłam, nie to ze miałam tysiące fajnych pomysłów ale się wstydziłam, po prostu miałam pustkę w głowie, jak wtedy kiedy się nie przygotowało lekcji. Co do wyboru zawodu to wiedziałam, ze z takim charakterem to prawnikiem ani nauczycielem zostać nie mogę. Ale to co sobie wybrałam wcale nie okazało się trafione. Uczyłam się pilnie, wyniki miałam dobre, zdanych poślizgów, nie paliłam, nie piłam, nie chodziłam na dyskoteki (jestem brzydka i nie potrafię tańczyć więc i tak zawsze podpierałam ścianę)… Ale niestety, okazuje się, ze mam zły wpływ na ludzi… Czuja się nieusatysfakcjonowani i często nawet zdenerwowani po rozmowie ze mną. Oczywiście nie muszę dodawać ze nie wkurzam ich celowo. Jestem uprzejma, chętna do pomocy, szanuje innych i ich przekonania… Niestety, jeśli się nie ma pewności siebie i zdolności ładnego wypowiadania się, to nie wystarczy być miłym… Oczywiście muszę zmienić zajęcie… Tylko na co? Bez komunikatywności, zdolności przywódczych, organizacyjnych, umiejętności nawiązywania kontaktów i robienia prezentacji co ja mogę robić? Cos bardzo prostego, jak kasjerka w supermarkecie albo sprzątaczka, ale nawet i tam chcą doświadczenia… w kryzysie bez doświadczenia nie ma pracy… Moje pytanie jest: dlaczego musze żyć? Nie ma jakiegoś legalnego sposobu żeby ta farsę skończyć? Nikt mnie nie pytał o zgodę sprowadzając mnie na ten świat i ja ZGODY NA TO NIE WYRAŻAM!!!! Nie chce tu dłużej być! Żyję 38 lat i jak dotąd to była mordęga, statystycznie mogę pożyć jeszcze 40, ale ja tego nie wytrzymam! Jestem 100% nieudacznikiem, nie potrafię śpiewać, tańczyć, malować, nie potrafię ładnie się ubrać ani dobrać mebli w mieszkaniu, mam problemy z prowadzeniem samochodu, nie potrafię bawić ludzi, opowiadać dowcipów, ani powiedzieć nic mądrego na żaden temat (mimo ze dużo czytam). Oczywiście, żeby nie było wątpliwości jestem tez mała, brzydka i gruba. Myślę ze moja egzystencja jest tragicznym nieporozumieniem. Przeszkadzam tylko ludziom, zużywam tylko tlen i substancje odżywcze i zanieczyszczam środowisko. Tylko mi nie mówcie, ze życie jest piękne i cenne. Moje NIE JEST. Niech to się już wreszcie skonczy! Ja zazdroszczę Ci kariery lekarza onkologa za granicą: wiedzy medycznej, forsy... "Jestem 100% nieudacznikiem, nie potrafię śpiewać, tańczyć, malować, nie potrafię ładnie się ubrać ani dobrać mebli w mieszkaniu, mam problemy z prowadzeniem samochodu, nie potrafię bawić ludzi, opowiadać dowcipów, ani powiedzieć nic mądrego na żaden temat (mimo ze dużo czytam). Oczywiście, żeby nie było wątpliwości jestem tez mała, brzydka i gruba." No i co z tego, ja też taka jestem i się nie przejmuję:-DDDDDDDDDDDD Poza tym jako onkolog znasz się na onkologii, więc nie mów: "ani powiedzieć nic mądrego na żaden temat". Jakiś pożytek z Ciebie jest, wymagasz od siebie za dużo: "Przeszkadzam tylko ludziom, zużywam tylko tlen i substancje odżywcze i zanieczyszczam środowisko.". Kto na tym świecie nie jest mały, brzydki i gruby????? Ale ludzie mają też inne zalety i nie myślą za dużo o sobie. Przydałby się facet, a potem dzieci. Spróbuj się z kimś umówić, załóż konto na portalu randkowym: nie będziesz wtedy skupiać się tylko na sobie:-))))) konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Ala S:a czy na moje pytania mogłabyś odpowiedzieć? konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Czy mogę prosić wszystkich o poprawne cytowanie? używa się przycisku cytuj w prawym dolnym rogu konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Ja zazdroszczę Ci kariery lekarza onkologa za granicą: wiedzy medycznej, forsy... Nie, nie, masz kompletnie zle wyobrazenie o mojej pracy tutaj... rzeczywiscie, konsultanci zrabiaja jakies niewyobrazalne dla mnie sumy ale mnie daleko do konsultanta... ja zarabiam tyle co tutejszy stazysta, oczywiscie na polskie warunki to bylaby kupa forsy, ale tutaj, jak chce cos zaoszczedzic (mam kredyt we frankach w polsce, wziety jakies 3 tyg przed poczatkiem kryzysu, a jakze!) to musze mieszkac w pokoiku, w domu ktory dziele z dwiema innymi osobami... No i co z tego, ja też taka jestem i się nie przejmuję:-DDDDDDDDDDDD Poza tym jako onkolog znasz się na onkologii, więc nie mów: "ani powiedzieć nic mądrego na żaden temat". Jakiś pożytek z Ciebie jest, wymagasz od siebie za dużo wymagam, a czy to zle? ale to w koncu od pacjentow zbieram ten negatywny feedback wiec to ne jest tak ze cos sobie wymyslam... a o onkologii nie moge przeciez rozmawiac na grillu... no chyba ze bylby to grill wylacznie z onkologami Kto na tym świecie nie jest mały, brzydki i gruby????? Ale ludzie mają też inne zalety i nie myślą za dużo o sobie. Przydałby się facet, a potem dzieci. Spróbuj się z kimś umówić, załóż konto na portalu randkowym: nie będziesz wtedy skupiać się tylko na sobie:-))))) Nie skupiam sie na sobie, w kazdym sensie nie na urodzie. To tylko dodatek, dodatkowy gwozdz do trumny. Mysle, ze gdybym byl ladna i wysoka to dodaloby mi troche pewnosci siebie i moglabym troche nadrobic, a tak to jestem taka zwykla mysza... Wiesz, czasem nawet sa reportaze o tym, ze ladnym latwiej na swiecie... takie 'ukryte kamery' jak to ladna dziewczyna moze naciagnac faceta zeby kupil jej ciastko czy piwo, brzydkiej nigdy by sie to nie udalo.. nie chodzi mi o ciastko czy piwo, ale mysle ze ladnej by tak nie objezdzali jak mnie, taki troche atawizm pewnie Z tymi portalami randkowymi to jest tak ze kazdy patrzy przede wszystkim na zdjecie, a gdybym ja zamiescila zdjecie to kazdy by od razu uciekl... na zdjeciach wychodze jeszcze gorzej niz w rzeczywistosci... dlatego nie zamieszcze tu zadnego ale moge Ci jakies wyslac jesli bedziesz sie upierac ze nie wierzysz ;) konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Czy mogę prosić wszystkich o poprawne cytowanie? używa się przycisku cytuj w prawym dolnym rogu Mniej wiecej mi to wychodzi, na poczatku odpowiedzialam Ci prosto z maila, dlatego nie wyszlo konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Ala S: Czy mogę prosić wszystkich o poprawne cytowanie? używa się przycisku cytuj w prawym dolnym rogu Mniej wiecej mi to wychodzi, na poczatku odpowiedzialam Ci prosto z maila, dlatego nie wyszloa, sorki, nie zauważyłam, że odpowiedziałaś. Ok, mi chodziło o to, czy jest cokolwiek TERAZ co mogłoby spowodować, żebyś miała poczucie sensu życia? rozumiem, że gdybyś kiedyś, w przeszłości, wybrała inne życie itd ale czy TERAZ jest coś co by mogło sprawić byś poczuła sens życia? konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu a czy na moje pytania mogłabyś odpowiedzieć? Czy mi przychodzi cos do glowy? Oczywiscie, rozne opcje. Po pierwsze to jakos usunac moj defekt i nie byc taka niemota w kontaktach miedzyludzkich, naprawic to wszystko co mi tak przeszkadza, czyli nieumiejetnosc zrecznego wypowiadania sie w roznych sytuacjach, szczegolnie trudnych czyli kiedy jestem zdenerwowana, kiedy jestem wsrod zupelnie obcych, kiedy mam do czynienia z kims roszczeniowym, niezadowolonym, wymagajacym, nieumiejetnosc powiedzenia czegos dowcipnego w towarzystwie, szczegolnie takim nie za dobrze znanym, brak kreatywnosci i zdolnosci przywodcznych Po drugie, jesli po pierwsze jest niewykonalne (a wydaje mi sie ze jest niewykonalne), znalezc prace ktora zapewni mi bezpieczne zycie w sensie ze nie bede musiala martwic sie czy mi wystarczy do pierwszego, wystarczy mi na realizowanie moich pasji i odlozenie czegos na starosc... Mam nawet na oku pewne stanowisko, ale poki co nie odpowiedaja na moje CV albo, jesli juz, nie chce mnie bo wlasnie jestem za malo kreatywna albo nie chce bez podania przyczyn (wiec nie wiem co mam naprawic) Po trzecie, moglabym ewentualnie wygrac na loterii. Moglabym wtedy dac sobie wiecej czasu na znalezienie pracy i nie martwic sie z czego zaplace czynsz jak bede kilka miesiecy bezrobotna, no i moglabym rowniez wykonywac jakies zupelnie proste, malo platne czy nawet dorywcze prace bez strachu ze jak mnie zab zaboli to bede musiala dac go wyrwac bo nie bedzie mnie stac na leczenie... Z cala reszta sobie poradzilam. Nie przejmuje sie za bardzo swoim wygladem. Nie lubie go, ale sie nie przejmuje. Staram sie byc czysta i zeby mi gile nie wisialy z nosa, ale pogodzilam sie z tym, ze jestem mysza... Nie cierpie tez jakos z powodu braku przyjaciol. Mam paru, jeszcze z liceum w Polsce, ale tu w Anglii siedze praktycznie zawsze sama, tak juz 4 rok. Czytam sobie ksiazki, ucze sie niemieckiego, planuje swoje podroze... konto usunięte Temat: Moje zycie nie ma sensu Ala S: Z cala reszta sobie poradzilam. Nie przejmuje sie za bardzo swoim wygladem. Nie lubie go, ale sie nie przejmuje. Staram sie byc czysta i zeby mi gile nie wisialy z nosa, ale pogodzilam sie z tym, ze jestem mysza... Nie cierpie tez jakos z powodu braku przyjaciol. Mam paru, jeszcze z liceum w Polsce, ale tu w Anglii siedze praktycznie zawsze sama, tak juz 4 rok. Czytam sobie ksiazki, ucze sie niemieckiego, planuje swoje podroze... i tak trzymać! olać to wszystko:-) Elżbieta S. psycholog, psychoterapeuta poznawczo-behawioral ny Wrocław Temat: Moje zycie nie ma sensu Alu przede wszystkim rozważ wizytę u psychoterapeuty. Z tego co piszesz wynika, że bardzo cierpisz i chciałabyś coś zmienić w swoim życiu (masz zatem motywację, a to pierwszy krok w terapii :-) ). Z Twojej perspektywy może Ci się wydawać, że sprawa wygląda "beznadziejnie", ale z perspektywy osób, które znają się na temacie (ogólnie mówiąc problemach w kontaktach międzyludzkich) problem można rozwiązać. Oczywiście jest to kwestia bardzo indywidualna, ale nie jesteś jedyną osobą, która odczuwa dyskomfort w tego typu sytuacjach, o których piszesz. Zatem bardzo zachęcam Cię do tego, byś poszukała kontaktu do psychoterapeuty, w razie trudności chętnie pomożemy w poszukiwaniach (takiego, który byłby blisko miejsca Twojego zamieszkania). Na pewno się nie pomylę, jeśli powiem, że każdy z nas, chociaż raz w swoim życiu powiedział: „moje życie nie ma sensu”. W trudnych doświadczeniach porażki, bólu fizycznego lub psychicznego, nieudanych planów, choroby, śmierci bliskiej osoby czy miłosnego zawodu tracimy sens życia. Co nadaje naszemu życiu sens? Jak odnaleźć sens życia i co robić, żeby go nie stracić? To pytania, na które dziś poszukam odpowiedzi. Kiedy człowiek wie, że jego życie ma sens? W eseju pod tytułem „O sensie życia” Józef Maria Bocheński postawił pytanie o sens życia. Skłoniło go do tego spotkanie z byłym studentem, człowiekiem młodym, przystojnym, wykształcowym i bogatym, którego nie spotkało nic złego. Student ten oświadczył, że stracił sens życia. Ojciec Bocheński chcąc mu pomóc najpierw definiuje, co to jest sens życia? Dochodzi do wniosku, że życie: „ma sens kiedy ja uważam, sądzę, czuję itd., że ono ma wartość dla mnie, (…) kiedy uważam, czuję itd., że warto żyć. (…) Życie danego człowieka ma sens kiedy on w tej chwili sądzi, czuje itd., że warto mu żyć”. Na pierwszy plan tej definicji wysuwa się ja, moja osoba. To ja sądzę, ja czuję, ja uważam. Poczucie sensu dotyczy, więc mnie i tego kim jestem. To znaczy, że sens życia jest sprawą osobistą, indywidualną i prywatną. Sens życia sprawą prywatną Józef Maria Bocheński podkreśla, że sens życia jest sprawą prywatną, nie można mówić o sensie życia narodu, jakiejś społeczności czy kraju. Sens życia może dotyczyć tylko konkretnej osoby, z tym jaka ona jest, z jej wadami, zaletami i historią życia. Po drugie chodzi o sens życia dla mnie. Czyli pytanie o to czy to, co robię, kim i jaki jestem jest dla mnie sensowne. Moje życie może mieć sens dla innych w tym wymiarze, że jestem im przydatny lub spełniam jakieś ważne zadanie. Na przykład dla pracodawcy jestem świetnym informatykiem, jestem mu potrzebny wykonując dobrze moją pracę, więc moje życie ma sens. I po trzecie to ja muszę w swoim życiu ten sens odnaleźć. Poczucie sensu jest sprawą indywidualną. Dlatego, jak podkreśla Bocheński, mówienie owemu studentowi, który stracił sens, że jest młody, bogaty i zdrowy, nie jest najlepszym rozwiązaniem. Bocheński w swoich rozważaniach zwraca uwagę na dwie rzeczy: A mianowicie, że: Są w życiu rzeczy prywatne. W dobie dzisiejszej mody, kiedy wszystko jest nas sprzedaż, granica między tym co prywatne i społeczne bardzo się zatarła. Media społecznościowe pełne są zdjęć, z których możemy dowiedzieć się co ktoś ma na talerzu, z kim śpi, gdzie podróżuje itd. Im większa ilość takich zdjęć, tym większa popularność. Bocheński mówi, że pewne rzeczy powinny pozostać w sferze prywatnej takie jak: sens życia, cierpienie, miłość czy śmierć. Sensu życia nikt mi nie da. Nie mogę go też kupić, musze znaleźć go sam. Dziś mamy modę na kupowanie nie tylko rzeczy, ale i usług. Kupię kurs motywacji, zapłacę za nauczenie moich dzieci chodzenia, a wszystko po to, by mieć więcej czasu pieniedzy, wydajniej żyć. Sens życia jest czymś nad czym musimy sami popracować. Skąd mamy czerpać sens życia? Filozofowie odwołują się do trzech czynników, które dają nam sens życia. Jednym z nich jest cel. Jeśli mamy jakiś cel nasze życie wypełnione jest sensem. Ten cel jest źródłem radości, cieszymy się, że go osiągniemy i to nadaje naszemu życiu sens. Cel wiąże się także z samym działaniem. Jeśli wykonujemy czynności, które sprawiają nam radość i zadowolenie, nasze życie nabiera sensu. Bocheński podkreśla: “Jeśli w danej chwili istnieje cel, do którego człowiek dąży, jego życie ma w tej chwili sens” oraz radzi: “Jeśli tracisz sens życia musisz znaleźć cel, do którego będziesz dążył” Ojciec Bocheński jako trzeci czynnik poczucia sensu wymienia kontemplację. Odwołuje się do własnego przykładu: jeśli po morskiej kąpieli leżę na plaży i zażywam słońca, to nie myślę o bezsensie życia. Jestem tu i teraz i cieszę się chwilą obecną, żyję intensywnie. Wielu z was przyjdą teraz na myśl wakacyjne wspomnienia i radość ze spedzonych przyjemnie chwil. Ale czy rzeczywiście życie ma sens jeśli mamy cel i działamy? Okazuje się, że nie! Wyobraźmy sobie, że cel jaki sobie w tej chwili obraliśmy to przeskoczenie największej liczby ławek w mieście. Ktoś powie, może to mnie bawi, ale obiektywnie cel nie jest sensowny. A nawet tracę czas, który mogłby być wykorzystany pożyteczniej. Sens i bezsens są względne, zależą od tego, kim jesteśmy i co robimy. Dla małego dziecka układanie prostej układanki ma sens, bo rozwija jego zdolności manualne i percepcję, ale już dla nastolatka nie. Sens życia to subiektywne zadowolenie, działanie, którym się cieszę, które przynosi mi satysfakcję i które odpowiada mi, osobie jaką jestem. Podobnie jest z kontemplacją, cieszę się obejrzeniem koncertu, spacerem, rozmową z przyjacielem. Sens życia nadaje nam, więc to z czego jesteśmy zadowoleni. Ale… jeśli ktoś jest zadowolony, że innym coś się nie udało czy można mówić wtedy o sensie życia? Sens życia a zadowolenie? Wydaje się, że nie. Subiektywne zadowolenie nie jest źródłem sensu życia. Jest zupełnie odwronie, to sens życia daje nam zadowolenie. Sens życia wynika z tego, co robimy, jaki mamy cel i kontemplacji chwili. Te trzy czynniki muszą wynikać z tego jacy jesteśmy i kim jesteśmy. A jesteśmy ludzmi obdarzonymi rozumem. Jeśli ktoś przyjdzie do nas o poradę jakie działania mogą pomóć mu w znaleznienu sensu życia, to nie zapropomujemy mu niszczenia trawników, ale na przykład odwiedzanie chorych w hospicjium. Widząc uśmiech na twarzach przebywających tam osób pojawiający się na nasz widok będzie źródłem nie tylko zadowolenia, ale poczucia, że robimy coś dobrego. Wniosek nasuwa się sam, sens życia daje nam czynienie dobrych rzeczy. Dzięki takim działaniom określamy też siebie. Na pytanie kim jestem, możemy odpowiedzieć – dobrym człowiekiem. Nie ma jednak recepty na to jakie dobre działania są dla nas źródłem sensu. Każdy z nas musi odnaleźć je sam. Warunkiem jest to, że muszą być to dobre czyny, wynikające z dobrych pobudek, zmierzające do dobrych skutków i czynione za pomocą dobrych środków. Dlaczego tracimy sens życia? Z powyższego opisu możemy wyciągnąć trzy wnioski kiedy nie mamy lub tracimy sens życia. Po pierwsze – nie mamy celu! Działamy nie zastanawiając się dokąd zmierzamy, czego chcemy. Może nie mamy czasu na pomyślenie i poszukanie celu, lub mamy cel, ale go nie dostrzegamy. Może zaistnieć też inna sytuacja, mamy dużo małych celów i przeskakujemy od jednego do drugiego nie dając sobie czasu na wytchnienie. Po drugie – jesteśmy ciągle aktywni! Bocheński nazywa takich ludzi niewolnikami aktywizmu, ciągle coś robimy, nie mając czasu na refleksję czy odpoczynek. Ciągły akywizm może być spowodowany chęcia posiadania więcej, osiągania lepszych wyników lub zaspokojenia oczekiwań społeczeństwa na posiadanie lepszej pracy, większego domu itd. Po trzecie – działamy automatycznie! Jak trybiki w maszynie perfekcyjnie zaprogramowane. We Francji jest takie powiedzenie “Metro, boulot, dodo” – “Metro, praca, sen”, które dobrze obrazuje automatyzm codziennego życia. Posiadanie sensu życia jest niezmiernie istotne, bo jak mówi obiegowy żart “bez wody można przeżyć trzy dni, bez jedzenia – dwa tygodnie, bez sensu – całe życie”.

moje życie jest bez sensu